Czytasz
Nasi ludzie: HeartBeats

Nasi ludzie: HeartBeats

Chcemy pokazać ludzi, którzy stoją za najciekawszymi wydarzeniami w różnych miastach. W nowym goingowym cyklu „nasi ludzie” będziemy prezentować kolektywy mające spory wpływ na kulturalne życie miasta.

Trzyletnie już HeartBeats to ekipa kojarzona z Wrocławiem, imprezami z rozmachem, dużymi bookingami. Od niedawna także z Portem Miejskim, który ostatnimi czasy raz na miesiąc zamienia się w przestrzeń goszczącą najlepszych selekcjonerów świata techno i house’u. Do Wrocławia ściągnęli nazwiska takie jak Detroit Swindle, Claptone, Christian Loeffler, Michael Mayer czy Recondite. Ich solidną DJ-ską reprezentację możecie kojarzyć z nazwiskami takimi jak Raev, Kacpa, Sime Juslin czy Fuka Milion. O tym, kim są i do czego dążą w zakresie promotorstwa porozmawialiśmy z Kacprem Kozłowskim (Kacpą) i Michałem Urbańczykiem. 

Od lewej: Kacper, Michał

Jak opisalibyście HeartBeats– w jakich okolicznościach powstał, jaka jest jego idea, cel i założenia?

Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, a było to w połowie 2013 roku, obaj tworzyliśmy dwie osobne grupy promotorskie, które z powodzeniem organizowały eventy na terenie Wrocławia. Po paru miesiącach znajomości i częstego imprezowania postanowiliśmy, że fajnie byłoby przekuć różne doświadczenia na wspólny projekt. To był czas, kiedy oboje coraz mocniej wkręcaliśmy się w różne gatunki muzyki elektronicznej i zdecydowaliśmy, że tak właśnie – różnorodnie – powinno wyglądać HeartBeats. Dodatkowo buzowały w nas chęci sprowadzania do Wrocławia zagranicznych artystów, z którymi wcześniej nie mieliśmy styczności. Dlatego na pierwszym wydarzeniu markowanym nową nazwą goście dostali od nas dwie sceny: house’ową, z pierwszym zagranicznym bookingiem (Detroit Swindle) i basową, wypełnioną gatunkami takimi jak rap, trap czy R&B. Dziś jesteśmy już kolektywem, z małą DJ-ską rodziną na pokładzie. Głównym założeniem wciąż pozostaje sprowadzenie wartościowej elektroniki do rodzinnego miasta, najchętniej takiej, która jeszcze go nie odwiedziła, jak również stały rozwój industrialnej przestrzeni Portu Miejskiego, w którą “tchnęliśmy” nowe życie. Z “dobrą nowiną” zaczęliśmy też odwiedzać inne miasta Polski, przy czym celem nowego roku pozostaje ekspansja zagraniczna, jak i letni festiwal.

Czym kierujecie się dobierając artystów na wasze imprezy?

Przede wszystkim własnym gustem i upodobaniami. Często spotykamy się, żeby wspólnie sprawdzić nowe rzeczy lub czymś wzajemnie się zaskoczyć. Nie staramy się ograniczać, dlatego artyści, którzy wystąpili podczas naszych gigów są bardzo zróżnicowani. Nie zamykamy się na jeden nurt muzyczny, dzięki czemu możemy docierać do większej grupy odbiorców. Organizujemy występy zarówno zasłużonych artystów na scenie międzynarodowej, jak i lokalnych i mniej znanych graczy, których talent nas urzekł. Kilka razy w roku organizujemy również koncerty hip-hopowe, co trzyma nas przy nurcie, od którego zaczynaliśmy przygodę z muzyką.

Z jakich bookingów do tej pory jesteście najbardziej dumni, jaka impreza najbardziej zapadła wam w pamięć i dlaczego?

Prawdę mówiąc, najbardziej cieszy nas fakt nie konkretnego bookingu, lecz całości i sumy zorganizowanych wydarzeń, z których możemy być zadowoleni. Jeśli mielibyśmy zdecydować się na pojedynczą imprezę HeartBeats, byłaby to z pewnością ta z Reconditem. Wielomiesięczne rozmowy, wymagające przygotowanie przestrzeni i finalnie ponad 2-godzinny soundcheck z managerem. Do ostatniego momentu nie byliśmy pewni czy wszystko gra, jednak prawie dwukrotne przedłużenie występu Lorenza zdecydowanie nas do tego przekonało. Po występie ciężko było mu opuścić mury spichlerza i bawił się z nami do samego rana. Taki feedback napawa nas ogromną mobilizacją i wiarą w to, co robimy.

Jaka jest przyszłość HeartBeats (w perspektywie 5-10 lat), co planujecie zmienić, może ulepszyć?

Poza ciągłym rozwojem jedyne plany to wcześniej wspomniane imprezy zagraniczne, jak i letni festiwal.

Podzielicie się jakąś anegdotą? Wymyślne oczekiwania i fanaberie artystów, zaskakujące zwroty akcji, przygody mrożące krew w żyłach etc.?

Pewnego razu agencja nie chciała wypuścić artysty z rodzimego lotniska, ponieważ dzień wcześniej panowała tam fatalna pogoda (która oczywiście już uległa zmianie), przez co nie przyleciał na występ, który miał się odbyć w innym polskim mieście. Prowadziliśmy wtedy nocne rozmowy telefonicznie, uspokajając (jak się wtedy okazało)…ciężarną agentkę. Janus finalnie do nas dotarł.

Trzy hasła, które najlepiej was opisują, to:

SEX, LSD, ECSTASY.

FB | INSTAGRAM 

nadchodzące imprezy pod szyldem HeartBeats:

Sascha Funke (Kompakt / Multi Culti / Berlin)

 

 

Zobacz komentarze (0)

Odpowiedz

Your email address will not be published.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone