Czytasz
Legendarny Afrojax: jeśli ktoś czuje się zszokowany tym, co robię, to super

Legendarny Afrojax: jeśli ktoś czuje się zszokowany tym, co robię, to super

Legendarny Afrojax

Michał Hoffmann, znany jako Legendarny Afrojax, jest jednym z najbardziej nietuzinkowych raperów nad Wisłą. Po wylaniu morza wstrętu i ohydy oraz spowodowaniu paru panicznych ucieczek spod sceny podzielił się ze mną uwagami o swojej twórczości oraz opowiedział co nieco o planach na przyszłość. Przeczytajcie wywiad, który przeprowadziliśmy podczas tegorocznego OFF Festivalu!

rozmawiał: Karol Wójcik

W nawiązaniu do twojego najnowszego krążka – czemu sądzisz, że nikt nie słucha tekstów?

Legendarny Afrojax: Dlatego, że nie jestem gwiazdą pierwszego formatu, a jest dla mnie oczywistym, że gdyby ludzie tych tekstów słuchali, to bym taką gwiazdą był (śmiech). Udzieliłem Ci odpowiedzi zupełnie szczerej, tak szczerej, że aż się kurwa jej nie spodziewałem.

W jakim stopniu twoje koncertowe performanse są formą autokreacji?

Chciałbym Ci odpowiedzieć, że jest to wyłącznie autokreacja i że moje teksty mają niewielkie przełożenie na moje życie – niestety tak nie jest. Ale to właściwie dobrze, bo sama kreacja, np. taka, jaka ma miejsce w ostrzejszym, ulicznym rapie… Przypuśćmy, że mamy taki zespół PRO8L3M. Przypuszczam, że jest to niemal czysta autokreacja. To, co robię na scenie równa się temu, co przeżywam na co dzień. Do tego dodajmy, że ja na scenie mogę wszystko, w życiu nie mogę wszystkiego. W życiu mogę relatywnie niewiele. Na scenie – wszystko. I tam to jest taki Michał Hoffmann plus. Nawet 3x plus.

Czyli, jak odwiedza cię ktoś w mieszkaniu, to nie pokazujesz prawdziwego Michała Hoffmana? Żeby zobaczyć prawdziwego Michała Hoffmana, trzeba pójść zobaczyć cię na scenie?

To byłoby okropne obcować na co dzień z kimś, kto nie ma żadnych hamulców. Nie chciałbym nikogo na to skazywać i dlatego zwykle, podkreślam, zwykle nie atakuję ludzi tak bezwzględnym, okrutnym spojrzeniem na siebie i świat, jaki przekazuję na płytach.

Większość artystów nawet na scenie nie próbuje tego robić. A ty to pokazujesz.

Bo tam mogę.

Podoba ci się, że ludzie się ciebie boją?

Oni się nie boją mnie. Jeżeli w ogóle, to boją się elementów teatralnych, czyli formy, nie treści. A formy każdy z nas przybiera różne, w zależności od sytuacji. Kurwa, idziesz do kościoła – przybierasz inną, idziesz do pracy – przybierasz inną, wychodzisz na scenę – przybierasz inną, wchodzisz do domu – przybierasz jeszcze inną.

To są twoje maski, każdy z nas ma swoją.

Nie, to nie są maski, mam na myśli raczej zdefiniowane zestawy dominujących akcji i reakcji. Kurwa, to jest temat na jakąś pracę z psychologii, nie wywiad. Jakie popędy tłumimy, jakie dopuszczamy, jakie substytuujemy, w jaki sposób w danych sytuacjach.

Rozumiem, ale podsumowując, chcesz szokować w jakiś sposób ludzi? W jakiś sposób – lubisz to?

Uwielbiam. Jeśli ktoś czuje się zszokowany tym, co ja robię, to super.

Czy posiadasz jakieś rytuały przed wejściem na scenę? 

Rytuały? [zerka w stronę żony pytając „Czy ja mam jakieś rytuały?”]. Tak, mam rytuały – przed każdym występem dostaję sraczki. Z nerwów. W związku z tym, przed każdym przyjmuję dużo specyfików, które mnie przenoszą na wyższy poziom (śmiech).

Nieodłącznym elementem koncertów i twojej twórczości są teksty. Jaka część twoich tekstów ma bezpośrednie powiązanie z rzeczywistością?

Spytaj o konkretne.

Czy znałeś Doliniarza z Pragi?

Doliniarz z Pragi to ja.

Czyli to jest kawałek opisujący Ciebie?

Tak, kradnę ludziom złudzenia i serca. Np. Oli ukradłem serce. I mam szczerą nadzieję, że nie ukradnę jej złudzeń.

Czy “ukradłeś komuś wódkę z lodówki”, jak to opisywałeś w jednym z numerów?

Tak, ten człowiek siedzi aktualnie w strefie gastro i na nas czeka (śmiech).

Trzymając się tematyki tekstów – w twoich kawałkach można wyłapać nawiązania do innych artystów. W Śpiewać Flamenco nawiązujesz do Morrisseya.

Jest kilka – niewiele – postaci ze świata sztuki, które bardzo mnie zmieniły. I chyba najbardziej zmienił mnie Morrissey, pomógł mi się nie bać być żałosnym, przegranym fiutem.

Też go uwielbiam.

Bardzo na mnie wpłynął na wczesnym etapie Kazik Staszewski, cytuję go nieustannie. Z perspektywy czasu uważam go jednak za grafomana, jego ojciec był znacznie bardziej interesującym artystą.

Poetą.

Genialnym poetą. W tej chwili moje życie zmienia bardziej starszy Staszewski. Ale to już jest czysty zachwyt, nie inspiracja. Czy ja w ogóle czerpię dużo od innych artystów? W dziedzinie słowa niewiele, prawie nic. W dziedzinie muzyki – cała moja muzyka to jest właściwie rżnięcie z innych (śmiech).

A czy masz jakieś granice? Bariery, których uważasz, że nie będziesz w stanie przekroczyć?

Wszystko zależy od sytuacji. Wiesz, co mnie najbardziej inspiruje do przekraczania barier? Konflikty. Jeśli tworzy się konflikt pomiędzy performerem a publicznością, to może być naprawdę grubo. Jak na WROsoundzie, gdzie wykonując “Wojciecha Modesta Amaro” zrzygałem się do wiadra, po czym to wypiłem.

Ludzie uciekli.

Tak, ludzie uciekli i o to mi chodziło. Przez cały koncert konsekwentnie mnie wkurwiali swoją postawą. Ja naprawdę dawałem tam z siebie wszystko. A szanowne audytorium usiadło i patrzyło  – “no, co nam teraz ten degenerat pokaże”. Próbowałem ich wciągnąć w ten koncert, aż w końcu się wkurwiłem. Zakładałem taki scenariusz, że w końcu będę musiał ich wygonić i się doigrali.

Chcieliście to macie – jak tytuł twojej pierwszej płyty…

Chcieliście to macie, przecież ostrzegałem. Nie ukrywam, że wolałbym jednak zaskakiwać kawałkami niż scenicznym zachowaniem. Wiesz, to trąci już niską formą angażowania publiczności. Ja w dalszym ciągu mam nadzieję, że jestem w stanie ją poruszyć jakąś wyższą sztuką. Słowem, dźwiękiem, uczynkiem i zaniedbaniem.

Uważasz, że jesteś głosem pewnego pokolenia?

Gdyby tak było, to jednak trochę więcej ludzi by tej muzyki słuchało. Mogę być co najwyżej głosem jakiegoś bardzo małego wycinka pokolenia. I nawet takie postawienie sprawy uwiera mnie w dupę, nie chcę być czyimś głosem. Wolę myśleć, że jednak większość moich tak zwanych fanów lubi mnie za to, że dostarczam rozrywki. Bo dostarczam, kurwa, całkiem niezłej rozrywki.

Wsłuchuję się mocno w twoje teksty i pierwsze przesłuchanie twojej płyty było dla mnie wydarzeniem. W pewnym momencie coś mi się przełączyło w mózgu, jakiś prztyczek.

Wsłuchujesz się w moje teksty? To jesteś w poważnej mniejszości, w mniejszości nawet wśród moich fanów, podejrzewam. Gadam tak, a nie powinienem nic mówić o moich fanach. Aż tak dobrze ich nie znam, a ich samych tu nie ma, nie mają w tej chwili głosu.

Wróćmy do twojej twórczości. Pierwsze dwie płyty kumam totalnie, ale trzecia to wciąż dla mnie zagadka, nawet po kilku odsłuchaniach. Zakodowałeś tam jakiś przekaz?

Wyszła mi prawdopodobnie, niechcący, przysięgam, taka płyta, którą trzeba przesłuchać ze 30 razy, żeby zrozumieć, o co chodziło. Już kiedyś nagrałem taką płytę – “46 Minut Sodomy” Afro Kolektywu. Tam teksty też są szyfrowane. Obie te płyty nie odniosły zupełnie żadnego sukcesu. Jaki z tego wniosek? Proste komunikaty bronią się najlepiej.

Trzeba przyznać, to uniwersalna prawda.

Prosty przekaz nie wyklucza osiągnięcia maestrii. Jak powiedział, kurwa nie wiem kto, bo to się przypisuje Bukowskiemu, ale Bukowskiemu i Marleyowi przypisuje się wszystkie kurwa cytaty świata: “artysta mówi prosto o rzeczach skomplikowanych, a intelektualista skomplikowanie o rzeczach prostych.” Mówić prosto o rzeczach skomplikowanych – to jest teraz mój cel.

To nie jest łatwe.

Oczywiście, to jest najtrudniejsze, ale należy próbować.

I starać się edukować ludzi.

Nie edukować, a wychodzić im naprzeciw. Edukowanie jest głupie, bo zakładasz, że ludzie wymagają tej edukacji, automatycznie stawiasz się…

…wyżej.

Wyżej! Nigdy, kurwa, w swoim życiu nie chciałbym czegoś takiego zrobić. Nigdy bym nie chciał powiedzieć o publiczności per “dzieciaki”, czy coś takiego. Mogę o nich powiedzieć “gównozjady”, żeby się uspokoić przed koncertem. Co oni tam, chuja wiedzą…Chociaż, ja tak wcale nie myślę…

Musisz coś takiego robić? Denerwujesz się przed koncertami?

Dziś Damian Orłowski, mój skrzypek, znaczy on nie jest mój, ale grał dziś ze mną na skrzypcach, mówi do mnie: „Jezu, Ty się aż tak denerwujesz? Boże kochany, chłopie, Ty się powinieneś leczyć” a ja mówię „Przecież się leczę”.

W wywiadach często powtarzasz, że wolisz mówić o tym, nad czym pracujesz. Możesz coś powiedzieć o nowej płycie?

Będzie to płyta nagrywana w całości myszką, zero żywych instrumentów. Na pluginach, VSTi, bez outboardów nawet. Chcę zabrzmieć tak, jak do tej pory nie brzmiałem. A w tekstach, no kurwa, krew, pot i łzy.

Powrót do pierwszej płyty? Gdzie było najwięcej wkurwu?

Tak, ale ona była też bardziej komediowa.

Na drugiej było więcej rozpaczy.

A teraz jest komedia, wkurw i rozpacz w jednym. Słuchaj, ja z większości tych nowych tekstów jestem tak, kurwa, dumny. Pisałem je i myślałem „wreszcie mi wychodzi coś, co jest naprawdę klarowne, ale bez kompromisu z prostactwem. To ja tak potrafię?”

To był jakiś strumień świadomości? Po prostu usiadłeś i popłynąłeś?

Tak. W Lublinie, dzień przed pierwszymi urodzinami mojego syna po prostu się wymeldowałem, powiedziałem Oli, że sorry jadę do Warszawy. Ja muszę pojechać do Warszawy i napisać teksty, bo kurwa za chwilę oszaleję. Wiedziałem, że mam to, trzymam za jajca – tylko potrzebuję usiąść w spokoju i zacząć pisać.

Rozumiem, musiałeś wejść do swojej pracowni.

Tak. I napisałem wtedy też “Już kończę”, który będzie kończył płytę (śmiech). A następnego dnia złapałem busa i wróciłem na te urodziny, zdążyłem.

Kiedy możemy się spodziewać nowego materiału Legendarnego Afrojaxa?

W styczniu. Ale pierwszy singiel tuż po wakacjach. Może nie tuż, bo chcę, by był opatrzony teledyskiem, a to jak zawsze nastręcza dużo problemów.

A zapraszasz kogoś?

Absolutnie kurwa nikogo. Jak potrzebuję żeńskich chórków, to sobie transponuję o oktawę w górę własne wokale.

Czyli to będzie 100% Legendarny Afrojax.

100%. Zresztą tytuł płyty to “Anarcho Porno Gran Turismo”.

To nie będzie płyta dla szerszej publiczności, nie chciałbyś czasem spróbować nagrać czegoś przystępnego, wejść do mainstreamu?

Nie, nie wyjdzie mi to. Wejście do mainstreamu nie jest takie łatwe. Moi znajomi, którzy grają z mainstreamowymi artystami, ale jako soliści nigdy nie byli w mainstreamie, twierdzą, że to jest cholernie łatwe, wystarczy spróbować. Nie jest to prawda: trzeba mieć za sobą ogromną machinę promocyjną. Jeśli nam się kurwa nie udało, z “Piosenkami po polsku”…

Mówisz o Afro Kolektywie?

Tak, wtedy byliśmy blisko, lista przebojów radia Zet, te sprawy. To się nie udało, więcej takich szans nie będzie. Poza tym, jak raz wejdziesz do mainstreamu, to trzeba w nim być. To znaczy, możesz wyjść z mainstreamu i wracać do niszy. Nic się nie zmieniło oprócz tego, że mamy 50 tys. lajków zamiast 3 tys., ale tak naprawdę te 3 tys. to ludzie, których tak naprawdę obchodzisz. Pozostali to Ci, którzy Cię zalajkowali, bo usłyszeli jakiś twój kawałek. Kompletnie nie pasujące do całej reszty.

Ostatnie pytanie, powiedziałeś z którymś ze swoich wywiadów, że Legendarny Afrojax powstał po to, by szerzyć ohydę…

Notabene jest to kolejna parafraza Kazika Staszewskiego. “Płoń, płoń, nie ma litości dla tych, co czynią ohydę”.

Uważasz, że pod szyldem Legendarnego jesteś w stanie szerzyć coś pięknego?

Zawsze staram się coś przemycić.

Zobacz komentarze (0)

Odpowiedz

Your email address will not be published.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone